B jak Bardziej

Jestem mamą więc myślę… o sobie

Kiedy to piszę, mamy sierpień. Od stycznia dzieją się we mnie bardzo trudne zmiany. Moja głowa w pewnym momencie przestała radzić sobie z natłokiem myśli i piętrzących się bardzo intensywnych emocji. W kwietniu po dłuższej przerwie wróciłam na przerwaną wcześniej terapię.

Od tego momentu zaczęło się przepracowywanie. I wcale się nie dziwię, że ktoś tak to nazwał, bo to najcięższa umysłowa praca, jaką jestem w stanie sobie wyobrazić. Wiele słyszałam od znajomych i czytałam o przebiegu terapii. Jednak w najśmielszych oczekiwaniach nie sądziłam, że to może przebiegać AŻ TAK CIĘŻKO.

Publicznie się przyznałam

Przyznałam w social mediach, że potrzebowałam wsparcia w leków antydepresyjnych. Nagrałam film o radzeniu sobie ze stresem. Zaczęłam rozmawiać z ludźmi ze swojego otoczenia o problemach ze zdrowiem psychicznym i sama szukać historii innych osób.

Z racji tego, że sama jestem mamą małych dzieci, najbardziej interesował mnie ten aspekt przeżywania depresji, stanów lękowych i ataków paniki.

Coraz więcej moich koleżanek zaczęło mi mówić o tym, jak się czują, co przeżywają i jak jest im trudno godzić rolę mamy z byciem po prostu sobą.

Ja zostałam z dziećmi

Po stracie naszego pierwszego synka w 30 tygodniu ciąży uznałam, że jeśli będziemy mieć dzieci, chcę być z nimi w domu aż pójdą do przedszkola. Zostałam z nimi i dziś nie mogę powiedzieć, że tego żałuję. Żałuję, że dałam się sama wciągnąć w przeciąganie liny. Przeciągałam ją na stronę myśli o edukacji domowej, zastanawianiu się ciągle, czy starszy na pewno powinien iść już do przedszkola, skoro ja nadal jestem w domu z młodszym. Przeciągałam tę linę, myśląc o całkowitej rezygnacji z własnych ambicji i „poświęceniu się” dzieciom i domowi. Myślałam o tym ciągle i to sprawiało, że kiedy tylko robiłam coś dla siebie, miałam z tego powodu wyrzuty sumienia.

dziecięce zabawki

W końcu ja – mama która przeczytała tyle książek o wychowywaniu – nie może dać z siebie więcej? Czemu nie mam ochoty cieszyć się czasem z nimi, czemu nie chce mi się z nimi bawić? I wreszcie: dlaczego nie potrafię dla nich zrezygnować z siebie? Przecież to tylko kilka lat, a dla dzieci to taki ważny czas. Mogłabym być z nimi do 6. roku życia, a potem może jednak nabiorę ochoty na więcej i będziemy się razem uczyć.

Obserwowałam takie mamy na instagramie i myślałam, że one są lepsze ode mnie. Mają dużo więcej dzieci, robią edukację domową i jeszcze pracują. A ja trochę pracuję, dom trzymam w ryzach, ale z bycia ciągle z dziećmi nie mam „funu”. Co jest ze mną nie tak?

Poczucie własnej wartości na ocenie innych

Kiedy słyszałam o mamach, które zajmują się wyłącznie dziećmi i nie pracują, myślałam sobie: „Ha! Ja jestem taka super, robię wszystko!”. Gdy ktoś mówił, że jest wykończony z jednym dzieckiem myślałam: „A ja mam dwójkę i daję radę”. Ciągle szukałam potwierdzenia tego, jak jestem fajna, szukając przykładów tych, którzy mają te odporność na stres i zmęczenie niższą.

Szybko jednak okazało się, że tych bardziej zajętych jest tak samo dużo i zaczynałam czuć się gorsza. Tym bardziej, że moje zmęczenie się zwiększało, brak czasu coraz bardziej mi doskwierał przez pandemię i zmiany planów, a frustracja rosła z prędkością światła.

Po drodze wydarzyły się jeszcze inne prywatne trudności i zawodowe rozczarowania. Bańka narosła tak bardzo, że jej pęknięcie zmiotło mnie na chwilę z powierzchni…

dziecięce zabawki

Potrzeby niezaspokojone

Potrzeby to dla mnie słowo klucz. Wcześniej myślałam tylko, że to dzieci je mają i im lepiej je zaspokoję, tym one będą dla mnie łagodniejsze. W końcu dziecko niewyspane, głodne czy znudzone jest najtrudniejsze w obsłudze. Dlatego myślałam o tym, jak je zaspokajać, żeby przejść przez dzień, a potem wyszarpać jakiś skrawek dla siebie. Najczęściej to było wyjście na zakupy, bo przecież kupuję coś dla wszystkich, dla dzieci, a tylko przy okazji dla siebie. Kiedy wieczorem oglądałam serial to miała być moja przyjemność, ale miałam poczucie, że marnuję czas, więc albo obrabiałam zdjęcia albo pisałam posty na instagram – ciągle coś, ciągle jakiś multitasking.

Byłam dobrze zorganizowana, ale tylko pozornie. Niczego nie zawalałam oprócz swojej głowy. Czyli tego, co powinno być dla mnie i mojej rodziny najważniejsze.

Bo właściwie kogo realnie obchodzi czy pranie nie jest regularnie zrobione, podłogi nie zamiecione i brak domowego obiadu, kiedy jeden z członków rodziny jest ciężko chory? Nikogo! W chwilach życiowych tragedii nikt nie zwraca na to uwagi. Staramy się przetrwać. A ten brak prawdziwego odpoczynku, stawianie sobie nierealnych celów i piętrzenie się wyrzutów sumienia w połączeniu z różnego kalibru życiowymi trudnościami doprowadziło u mnie do choroby.

Zmiana w myśleniu

Pomału i w wielkich bólach zaczęłam przepracowywać traumy, przewartościowywać swoje poglądy na moją rolę jako mamy, żony i kobiety. Zaczęły pojawiać się we mnie myśli całkowicie szokujące. Zrozumiałam, że nie realizowałam swoich wewnętrznych potrzeb, ale romantyczne idee, oczekiwania środowiska i moje wewnętrzne fantazje na temat tego, jaką chcę być osobą.

To wszystko wcale nie było i nie jest zgodne z tym, czego potrzebuję tak naprawdę. Przede mną jeszcze długa droga, ale wiem już, że tylko myśląc o sobie, mogę być dobrą mamą, żoną, córką i przyjaciółką. Jeśli nie będę dobra dla siebie, to nie będę miała zasobów na bycie dobrą dla innych.

Pracuję nad tym codziennie. Zaczęłam o siebie dbać tak naprawdę. I z nadzieją myślę, że “szczęśliwa mama to szczęśliwe dzieci” nie będzie dla mnie tylko wyświechtanym zwrotem. To będzie to, co czuję ja, one i ich tata.

Dodaj komentarz